niedziela, 2 czerwca 2013

Kolory w historii ubioru: MAGENTA



Kolor do spółki z krojem i tkaniną są najistotniejszymi elementami tworzenia replik historycznych. Zarówno z prawidłowym wykrojem jak i doborem tkaniny rekonstruktorzy w Polsce radzą sobie całkiem nieźle. Niestety z moich obserwacji wynika, że kolory są piętą achillesowa odtwórców. Problemem jest nie tylko dopasowanie kolorystyki do statusu odtwarzanej postaci i zestawianie ze sobą barw, ale także sam ich wybór. 

Postanowiłam więc rozpocząć na blogu cykl kolorystyczny dotyczący barw, które na arenie dziejów ubioru pojawiają się w konkretnych, znanych ze źródeł momentach. Najczęściej jest to związane z rewolucją przemysłową i wynalezieniem syntetycznych barwników. Zła wiadomość jest więc taka: jeśli nie odtwarzasz XIX wieku od krynoliny w górę, musisz się z tymi barwami pożegnać.


Na pierwszy ogień idzie magenta. Często nazywana fuksją, kolorem biskupim, czy purpurą. Jest bardzo charakterystyczna- kto ram samodzielnie napełniał kartridże do kolorowej drukarki zna ją doskonale (to ta literka M w systemie CMYK).
Nazwa magenta pochodzi od miasta w Lombardi, w pobliżu którego w 1859 roku rozegrała się bitwa pomiędzy Austrią i zjednoczonymi wojskami francusko-sardyńskimi podczas wojny o zjednoczenie Włoch.




W zależności od ustawień monitora kolor ten każdemu będzie wyświetlał się trochę inaczej, podaję więc kilka jego wersji. Magentę trudno pomylić, to żywa i ostra mieszanka różu i fioletu. Warto zwrócić na nią uwagę, gdyż często mylona jest z purpurą- kolorem królewskim, jednak gwarantuję Wam, że żaden władca przed 1860 nie mógł założyć niczego w zbliżonym kolorze.





Jak to często w modzie bywa- szybko przejęto wielki potencjał naszej bohaterki. W końcu przyroda oferuje naprawdę niewiele tak idealnie zimnych odcieni barwników do tkanin.
W latach 60 XIX wieku suknie w tym charakterystycznym kolorze to prawdziwy must have eleganckiej damy.

1866-68

1869-70


1869
1870

1880
1900




6 komentarzy:

  1. Eeee a mi takie domyślnie wychodzi z koszenili, i ponoć wychodziło z naszych rodzimych czerwców bo to ten sam barwnik czyli karmina. Za to mam gigantyczny problem z uzyskaniem czystej czerwieni naturalnie. Zawsze albo ceglana-makowa albo właśnie magenta w różnych wersjach :/ Nasi lokalni spece od kolorów głupieją jak im pokazuję to co się daje uzyskać na zwykłej ałunowej zaprawie i w tym momencie już nie bardzo wiemy czy faktycznie ten kolor był aż tak niedostępny jak to się wszystkim do niedawna wydawało :)
    http://lh6.googleusercontent.com/-cS6a0CXe04U/UAgym-oCJQI/AAAAAAAAMn0/BDzAm_oyOxg/s640/120_7616.JPG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za tę uwagę, sama nie zajmuję się barwierstwem, więc w tej materii bazuję tylko na opracowaniach. Rzeczywiście efekt Twoich prac to chłodny odcień czerwieni (a nawet róż) i to jest dobra wiadomość dla fanek chłodnych kolorów;) Jednak o ile dobrze widzę (lub zdjęcie nie przekłamuje kolorów) to jest to o wiele bardziej stonowany kolor niż róż/czerwień uzyskana za pomocą magenty. W tym poście nie chciałam pisać, że róż jako taki jest niehistoryczny (dla czasów przed 1860 r.), ale jego specyficzna, wyrazista i wpadająca w fiolet wersja. Masz może więcej zdjęć kolorów, które udało Ci się uzyskać naturalnymi barwnikami? To byłoby bardzo ciekawe i pouczające gdybyś zechciała je opublikować.

      Usuń
    2. Oj przepraszam że tak poniewczasie, ale zupełnie zapomniałam że cokolwiek tutaj zawracałam głowę :)
      A z kolorami naturalnymi jest tak, że z reguły są niepowtarzalne. To znaczy niby się zrobi wszystko identycznie, zabjecuje, odważy barwnik, wełnę a i tak efekt będzie inny. A bo wełna trochę inna, a bo woda czegoś tam ma minimalnie więcej, a bo garnek nie wystarczająco wyszorowany itp, itd Czasem mam nawet wrażenie że mój humor przy pracy ma wpływ :/. Zresztą nawet w fabrycznym barwieniu farbami anilinowymi, nie ma 100% powtarzalności. Do dziś się przecież mówi, że jak materiału braknie to jedynie szukać tej samej partii bo inna już nie będzie pasować. I to się zgadza, barwienie jest bardzo delikatne. Mi z koszenili wychodzi raz tak raz siak, czasem bardziej w czerwień, czasem w róż a czasem niemalże w fiolet. Może typowa magenta faktycznie jest barwnikiem późnym, ale zbliżone kolory na pewno można było uzyskać. Inną sprawą była ich cena - te barwniki były zawsze bardzo drogie. Purpura tyryjska, kermes, czerwce, potem koszenila i jeszcze kilka innych mniej znanych, wszystkie dawały chłodny odcień czerwieni, często z błękitnym poblaskiem. Teraz niestety tego nie odtworzymy, mnie osobiście udało się zdobyć tylko koszenilę, inne albo są zbyt kosztowne albo w ogóle niedostępne. Ale pogdybać można, a nawet to co mi wyszło z koszenili to dało do myślenia :) Proszę też weźcie czytając to pod uwagę, że ja się głównie zajmuję wiekami wcześniejszymi niż prezentowane na tym blogu, więc mój punkt widzenia jest trochę inny :)
      Jakby co to zapraszam na mojego bloga medievalhandicrafts.blogspot.com tam jest spora galeria różnych kolorków (choć nie tylko bo barwienie to nie jedyna rzecz którą się zajmuję)
      A tutaj: http://finextra.blogspot.com/2013/06/w-kolorze.html blog koleżanki która próbuje barwić dosłownie wszystkim i publikuje efekty często spektakularne :) Link prowadzi do posta o jej wynikach z koszenilą, dodam że tą samą co moja, bo to ode mnie ją dostała :) A poza tym jak kogoś interesują barwy naturalne to w obu blogach, w bocznej listwie są linki do pokrewnych stron, także zagranicznych. To co dziewczyny na zachodzie uzyskują, często wbija w ziemię, ale u nas to hobby dopiero raczkuje (może z 3 lata temu zaczęło się zainteresowanie). Za to podejrzeć, pooglądać i skorzystać z cudzych doświadczeń można przecież bez problemu, a z wielką przyjemnością :)
      I już nie przynudzam dłużej, jak zwykle rozpisałam się że hej :/
      pozdrawiam

      Usuń
  2. Uwielbiam magentę! Tu zwłaszcza w wydaniu z lat 60. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny blog, dawno nie czytałam tak dokładnych informacji, mam nadzieję że notki będę nadal się pojawiać. Fajnie że piszes o kolorach bo o tym nigdzie nie mogłam znaleźć.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam! najpierw gratulacje - fantastyczny blog i temat koloru! Z tym kolorem - historycznie - istnieje wiele problemów, szczególnie typowo... filologicznych. Grecy starożytni nazywali kolory raczej niekonsekwentnie i w zasadzie bardziej dotyczyło to świetlistości czy opozycji jasne-ciemne. Stąd np. u Homera mamy fiołkowe morze. Najwięcej problemów mamy chyba z purpurą. Żródła i różnorakie opracowania często "mieszają" nomenklaturę, stosując zamiennie nazwy (np. purpura tyryjska, czerwień koszenilowa czy nawet smocza krew). Takie nieścisłości prowadzą do błędnego rozpoznania pozyskiwania danego barwnika - jedne są pochodzenia organicznego, inne mineralnego. Znawcą nie jestem, ale historię koloru lubię. Polecam (na temat nieszczęśnej purpury)jeden z rozdziałów książki W. Juszczaka "Ekfraza poetycka w antycznej Grecji" - tu o kolorze płaszcza Agamemnona. W ogóle cała książka - jak dla mnie - niesamowita. Ja sobie wracam do czytania bloga, a gdybym mogła w czymś pomóc - służę. Pozdrawiam i więcej o kolorach:))))
      Hiszpanica

      Usuń