środa, 8 lutego 2017

Kaptur późnośredniowieczny z chwostami / Late medieval hood with tassels

Have I got english-speaking followers? I decided to add the short, english summary below my post, so please leave me a comment if you would like to read my next posts in this language:)


Krótki post z moim dziełem z zeszłego roku. Kaptur powstał dla Piotra z Pocztu Wierzbięty z Krotoszyna, i to on jest pomysłodawcą kolorystyki oraz detalu w postaci chwostów.

Kaptur zasadniczo bazuje na nagrobku Przemysła Ottokara I z 1377 roku dłuta Piotra Parlera, ponieważ jednak dzieło powstało kilka wieków po śmierci władcy należało być ostrożnym w ścisłym trzymaniu się przedstawienia jako źródła do rekonstrukcji, rzeźbiarz bowiem mógł wprowadzić pewne elementy archaizujące. Na szczęście takie kaptury mają swoje analogie w XIV i XV-wiecznej ikonografii. 

Kaptur jest dwustronny, co oznacza, że można go nosić na stronie "wełnianej" lub przewrócić na drugą stronę i mieć wersję jedwabną (bardziej dekoracyjną, bo użyłam jedwabnej, kraciastej tafty). Obszycia w postaci dekoracyjnej lamówki mają perłowy kolor, podobnie jak chwosty.

ENG.
Sometimes, a reconstuction is a compilation of several sources. 
Below an example created for Piotr: the medieval, two-sided hood, made of saffron wool and chequered silk tafetta, with an ivory trimming and tassels.

The hood is ispired by the tomb of Ottokar I of Bohemia, but that figure was sculptured two centuries after king's death. I was afraid, that it could contain some archaic elements, but fortunately I found other sources from 14th and 15th century showing a similar style of decoration. 


niedziela, 6 listopada 2016

Suknia princesse z lat 80. XIX w. / Natural form gown c.1880.

Chociaż ostatnio praktycznie cały mój wolny czas zabierają zajęcia ze studentami i ich przygotowanie (wspominałam o tym na FB), a także pewne niekostiumowe zmiany w moim życiu (pozytywne na szczęście!), to postanowiłam wrzucić kilka zdjęć z mojej ostatniej, dziewiętnastowiecznej realizacji. Jak na moje standardy post pojawił się błyskawicznie, bo suknia została przygotowana we wrześniu na tegoroczne Złote Popołudnie, niezwykłą imprezę organizowaną przez Fundację Nomina Rosae.



Co prawda musicie mi wybaczyć fotografie z telefonu, ale jak tylko dostanę lepsze zdjęcia to uzupełnię post.

Jak to często u mnie bywa pomysł na suknię zaczął się od tkaniny. Udało mi się zdobyć przepiękną, waniliową morę, którą zestawiłam z błękitnym żakardem. Ponieważ mory nie było zbyt dużo (ok. 4,5m.), a chciałam żeby była bazą, zdecydowałam się na fason z początku lat 80. czyli linię princesse, która pojawiła się w modzie na chwilę, rozdzielając okres turniury na tzw. pierwszą i drugą.
Zadziwiające dla mnie było to, że linia princesse, z założenia pozbawiona wszelkich sztywnych stelaży i wymyślona jako alternatywa dla krępujących ruchy turniur okazała się być najniewygodniejszą z moich dotychczasowych sukien! Ledwo wytrzymałam w niej cały dzień (a twarda jestem!), sztywny gorset w połączeniu z opinającą biodra i krępującą nogi do wysokości kolan spódnicą ograniczył moją mobilność do stawiania drobnych kroczków. Przy tak opiętym fasonie ręce można unieść jedynie do wysokości łokci, do tego siedzenie okazało się niemal niemożliwe ze względu na dużą ilość draperii i falban (których nie chciałam pomiąć, nie tylko ze względów estetycznych, ale również dlatego, że nie za bardzo wyobrażam sobie późniejsze odprasowywanie na stałe udrapowanej tkaniny), a także przez dość mocno obcisły fartuszek. Turniura to przy tym sportowy dres!
Swoją drogą ciekawa jestem Waszych doświadczeń z linią princesse, zastanawiam się czy to ja popełniłam gdzieś błąd w konstrukcji, czy to tak ma być i trzeba się z tym pogodzić. 

Tworząc koncepcję sukni nie posłużyłam się żadnym konkretnym wzorem (czyli nietypowo jak na mnie), tylko zmiksowałam kilka pomysłów i zaprojektowałam ją od nowa, wykorzystując ulubione detale.


https://pl.pinterest.com/annafranczyk5/1876-80-princessenatural-line/


Z powyższych inspiracji powstał wstępny szkic, który zweryfikowało życie ;)



Pewną fanaberią była decyzja o włączeniu do sukni detali w formie cartridge pleats (czy te plisy mają jakąś polską nazwę?). Uzupełniłam je pasmanterią w postaci haftu na tiulu. Kiedy po ułożeniu plis fartuszka okazało się, że jest dość ciężki, zrezygnowałam z asymetrii, obawiając się problemów z mocowaniem go z tyłu. Detale postaram się pokazać w osobnym poście.












niedziela, 7 sierpnia 2016

Jeśli ikonografia przeczy rekonstrukcjom to tym gorzej dla ikonografii. Na przykładzie pewnych majtek.

Krótka historia o tym jak nie należy korzystać ze źródeł ikonograficznych. Będzie głownie o majtkach, ale temat trochę mi się w trakcie pisania rozbudował (lecz nie wyczerpał, niestety).

Wpis głównie dla osób zainteresowanych rekonstrukcją średniowiecza, ale oczywiście wszystkich ciekawych zawiłości interpretacyjnych również zapraszam.

Tak to często bywa, że źródła plastyczne (zwane dalej ikonografią, w skład których wchodzą dzieła sztuki malarskiej i rzeźbiarskiej) zbyt lekką ręką bierze się na warsztat rekonstruktorski. A czemu? Bo najłatwiej! (A ja, historyk sztuki dyplomowany i w ogóle, cierpię męki i katusze widząc co się wyprawia). Będzie więc nieco osobiście i uszczypliwie, ostrzegam zawczasu, żeby nie było!

Jest kilka przyczyn tego stanu rzeczy, przede wszystkim przeświadczenie, że na obrazku widać dokładnie, co artysta przedstawił (jeśli widzę niedokładnie to sobie zinterpretuję). Druga przyczyna: łatwa dostępność tego typu źródeł. Wykopaliska archeologiczne trzeba znać (trzeba wiedzieć o ich istnieniu, Herjolfsnes i Londyn to wierzchołek góry lodowej). Wykopalisko samo w sobie nic nie mówi, musii być zinterpretowane przez archeologa (datowanie, użyte materiały, status np. pochówku, często nawet płeć). Poza tym analizy wykopalisk nie są w takich ilościach publikowane w sieci. Podobnie rzecz ma się ze źródłami pisanym. Trzeba znać łacinę (lub inne języki), a nawet jeśli się je zna to trzeba znać paleografię, bo sposób zapisu jest dla naszego oka często nieczytelny. A nawet jeśli się zna to wszystko, to wieloznaczność interpretacji wymaga komentarza fachowca.
Poza tym komu by się chciało siedzieć w starych tekstach, przecież na obrazkach wszystko widać! I są do znalezienia trzema kliknięciami, kto przy zdrowych zmysłach siedzi dziś w czytelni! W erze Pinteresta?! (im więcej pinów tym lepszy rekonstruktor, pamiętajcie!).

Inną przyczyną, która za nic bierze sobie sobie ikonografię (a z niej czerpie, oj czerpie!) jest potrzeba nowości. Trzeba obszyć się tak, jak nikt się jeszcze nie obszył (ewentualnie: rzemieślniku znajdź mi!). Niestety pula możliwości zaskoczenia czymś nowym powoli się wyczerpuje (źródła nie są z gumy), legendarny "okres okołogrunwaldzki" dość mocno wyeksploatowany, wyszukuje się więc cuda, które do tej pory nie zostały zrekonstruowane. 

Dlaczego o tym piszę? Otóż dawno temu zostało sformułowanych kilka starych dobrych zasad, pozwalających uniknąć wpadek, i które- chociaż niedoskonałe (mam tego świadomość) pozwoliły laikom (osobom bez aparatu krytycznego wobec np ikonografii) uchronić się przed wtopą. I tak - niegdyś nie do pomyślenia- mnożą się suknie w stylu heroin starożytnych dramatów, postaci alegorycznych, kilka kopek interpretowane jako haft, cieniowanie (i inne zabiegi plastyczne różnicujące barwę) interpretowane jako odcięcia czy wstawki w innych kolorach. Tam gdzie  jest wątpliwość, interpretuje się na korzyść rozwiązania bez analogii (nawet jeśli istnieje rozwiązanie prostsze i typowe). Paski, kraty? Hulaj dusza! Tylko konia z rzędem temu, kto znajdzie paski w II poł. XIVw. i na pocz. XV w. poza przedstawieniami alegorycznymi, służbą dworską lub kręgiem hiszpańsko-włoskim (niewiele tego, prawda?).
To, co dla mnie osobiście wydaje się niezrozumiałe, to fakt, że najmocniej ponosi w interpretacjach osoby będące długo w tej zabawie, tak jakby z wiekiem i doświadczeniem aparat krytyczny zamiast się wyostrzać stępiał się.

A jaka jest przyczyna tego przydługiego wstępu? Bo mi się nazbierało po ostatnich dyskusjach nad jedną, bardzo ciekawą ryciną.
Otóż ostatnio wypłynęło przedstawienie, pokazujące kobietę w majtkach. Dowód jak nic, że figi znane kobietom w średniowieczu były. Do tego wiele pań dorzuci podyktowane własnym wieloletnim doświadczeniem prawdy, że "nie wierzę, żeby kobiety majtek nie nosiły!" (tzw. dowód ateistyczny), że "każda kobieta to potwierdzi!", a zwłaszcza "w te dni!".


Die sieben weisen Meister, Ms. germ. qu. 12, [197] 97r,  Frankfurt, 1471 r.



Tylko, że scena ta wcale nie jest o majtach. Ilustruje historię, która przydarzyła się Pontianowi, ojcu cesarza Dioklecjana. Na rycinie syn demaskuje niewierną mężu macochę, której służąca okazała się być w rzeczywistości mężczyzną (i kochankiem zarazem).
Majtki wyeksponowane na pierwszym planie nie tylko nie należą do kobiety. To wręcz dowód na bycie mężczyzną. W epoce, w której nawet w pobożnych księgach pojawiają się latające genitalia, nie trzeba było malować penisa, żeby udowodnić męskość.

[tutaj dziękuję Anulce Skawińskiej, której chciało się- jak sama twierdzi- "trzy razy kliknąć w google", żeby to sprawdzić. Nawet jeśli naprawdę tyle to zajęło, to jestem pewna, że to wypracowana przez lata błyskotliwość umysłu!].





Drugi przykład, znana wszystkim i wielokrotnie reprodukowana grafika Israhela van Meckenema Młodszego.



Co widzimy? Kobietę. W majtkach oczywiście. Co prawda zsuniętych (Bo może to prostytutka! Bo jaka przyzwoita kobieta pokazałaby majtki! Publicznie! W średniowieczu!). Ale dowód na majtki jest!
A wiecie co to za grafika?
Jaki ma tytuł?
Co przedstawia?
Ktoś spojrzał na pozostałe przedmioty?


Otóż proszę państwa, to Świat stojący na głowie. 


Przedstawia przędącego mężczyznę z siateczką na włosach (ciekawe czemu nikt tego jeszcze nie zrekonstruował?), oraz kobietę z berłem (edit. Czytelnik był tak miły i wyprowadził mnie z błędu, to przęślica) i majtkami w połowie kolan.

Myślę, że komentarz jest zbędny.


Na koniec kilka dość ogólnych uwag o korzystaniu z ikonografii. Mam świadomość, że problem jest głęboki u szeroki i należałoby mu poświęcić dużo więcej miejsca. Na te chwilę musi wystarczyć to;)

  • Ikonografia nie jest fotografią. Jej tworzeniu przyświecały inne cele niż wierne odwzorowanie rzeczywistości. Postaci przedstawione na obrazach (rzeźbach) mają znaczenie symboliczne (wszystkie!, ich obecność zawsze o czymś mówi). Żeby nie popełnić błędu należy najpierw dowiedzieć się o czym jest dana rycina (nawet jeśli na pierwszy rzut przedstawia zwyczajną scenę).
  • Poznaj historię swojego źródła. Późniejsze uzupełnienia, przemalunki, konserwacje wiele zmieniają. Nawet jeśli nie było drastycznych ingerencji to sam twórca mógł korzystać z różnych szkiców i wzorników, niekoniecznie aktualnych (dla rekonstruktora).
  • Zapoznaj się z techniką wykonania. Każdy warsztat malarski czy rzeźbiarki miał swoje metody tworzenia odpowiednik efektów. Być może kropki, kreski, dziury w rzeźbie wcale nie świadczą o tym, że ubiór który widzimy miał taki sam ornament, sposób malowania futer też był specyficzny, nie odtwarzaj futra w tkaninie (widziałam to na własne oczy niestety), przykładów możnaby mnożyć...


Jeśli ktoś jest zainteresowany tematem to polecam na początek dwa artykuły Erwina Panofsky'ego: Ikonografia i ikonologia oraz Rzeczywistość i symbol w malarstwie niderlandzkim XV wieku w zbiorze Studia z historii sztuki. (są dostępne na znanym portalu z gryzoniem w nazwie).

czwartek, 28 lipca 2016

Moda inspirowana historią (4) Z księżycem w tle.

Dziś dla odmiany krótko i konkretnie, czyli o tym jak Sarah Burton kontynuuje historyczne inspiracje swojego poprzednika, Alexandra McQueena.



  1. suknia 1920/30 (niestety nie wiem o nie nic więcej, może ktoś coś podpowie?)
  2. Nicole Kidman na Gali Met w sukni domu mody Alexander McQueen
Czyż nie pięknie?

czwartek, 14 lipca 2016

Suknia dworska z jedwabiu, pocz. XV wieku / Courtly, silk dress, early 15th century.

Tym razem na świeżo, po wspaniałej imprezie zorganizowanej przez czeską grupę Doba Karlova z okazji 700 lecia urodzin Karola IV pokażę Wam swoją nową suknię. Jak się pewnie domyślacie średniowiecze nie leży od jakiegoś czasu na szczycie moich kostiumowych zainteresowań, ale postanowiłam na chwilę wrócić do korzeni (i cieszę się z tego niezmiernie!).



Fason sukni został opart na przykładach z miniatur z początku XV w. Jego wyjątkowość polega na specyficznym charakterze rękawów, nie są one wykonane z tej samej tkaniny co korpus, lecz z futra.

Bezpośrednie inspiracje:

1. Bocaccio, Decamron, Biblioteca Apostolica Vaticana, Pal. lat. 1989, fol. 304.
2. Cristine de Pisan, La Cite Des Dames, Bibliothèque nationale de France, Département des manuscrits, Français 25294, fol. 6v.
3, 4. Le Livre du chemin de long estude, British Library, Harley 4431, f. 196v., f. 125v.

Wszystkie powyższe miniatury powstały na początku XV wieku, niemniej jednak jest kilka wcześniejszych analogii ukazujących rękaw wykonany z futra:

Tomáš ze Štítného, Knížky šestery o obecných věcech křesťanských, Národní knihovna České republiky, XVII A6, f. 37, 1376 r.



Madonna z Dzieciątkiem, Accademia Carrara, Bergamo, ok. 1380

Ozdoba czepca to efekt mojej miłości do piór, inspiracją były nieśmiertelne Godzinki księcia de Berry (zresztą krój sukni jest tutaj niemal identyczny).

Tres Riches heures de Duc de Berry, BNF Lat. 919
Część fotek jest autorstwa Łukasza z Aketon, za co serdecznie dziękuję! Wszystkie widoczne na poniższych zdjęciach ubiory i nakrycia głowy wykonałam sama (z wyjątkiem paru detali, nogawic itp), może kiedyś o nich napiszę;)

Jak widzicie miejsce było magiczne, widok na wspaniały Karlstejn aż prosił się o sesję zdjęciową, z czego z radością skorzystaliśmy. Na potrzeby imprezy zmieniłam chwilowo małżonka na bardziej reprezentacyjny model;) 










wtorek, 19 stycznia 2016

Suknia w stylu angielskim / Robe à l'anglaise in chintz, 1780s.

Starym dobrym zwyczajem posty z moimi realizacjami trafiają na blog z pewnym opóźnieniem. Tym razem chciałam pokazać suknię, która powstała na zeszłoroczny VII Bal Szkocki.
Motywem przewodnim były powstania jakobickie i chociaż datowanie imprezy nie jest restrykcyjne, zdecydowałam się pozostać w XVIII wieku, wybrałam jednak nieco późniejszy okres.







Na Balu miałam koszmarny kapelusz, mam nadzieję, że nikt go już nie pamięta, na potrzeby sesji wykonałam nowy.










Suknia została wykonana z bawełny we wzór znany jako chintz (w nomenklaturze angielskiej) lub indienne (francuskiej). Pierwotnie tego typu malowane lub drukowane tkaniny importowano z Indii, a w II połowie XVIII wieku zaczęto je wytwarzać także w Europie. Były niezwykle popularne ze względu na bogatą kolorystykę i egzotyczne wzornictwo.


Zainspirowała mnie suknia angielska ze zbiorów Instytutu Ubioru w Kioto, datowana na lata 80te XVIII stulecia.





Wykrój powstał na podstawie poniższego schematu:


 :



Zdjęcia wykonał zaprzyjaźniony fotograf Marek Tobiasz, a malowała mnie Natalia z Natalia Dmochowska Make Up, za co serdecznie dziękuję!












poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Kryza raz jeszcze. Efekt finalny i książka "Kanony kobiecej urody"




Pamiętacie mój wpis o robieniu kryzy? Do przeczytania TUTAJ

Kryza była wykonana dla Doroty Golińskiej, uzdolnionej charakteryzatorki, która tworzyła wówczas książkę o historii makijażu i potrzebowała kostiumów do fotografii ilustrujących jej album.

Książka ukazała się jakiś czas temu, gorąco polecam ją wszystkim zainteresowanym kulturą dawną. Jest to wydawnictwo nie tylko dla charakteryzatorów (chociaż dużo w niej technicznych porad), ale także dla tych, których ciekawią zmiany w wizerunku kobiety na przestrzeni wieków. Makijaż (lub jego brak) bardzo wiele nam mówią o tym w jaki sposób chciano postrzegać kobietę w danej epoce. Podkreślanie pewnych cech fizycznych miało za zadanie informować o przymiotach ducha, a sposób patrzenia na człowieka to przecież jedna z najistotniejszych cech danej epoki.



O książce możecie poczytać na stronie Autorki.

Miałam przyjemność współpracować z Dorotą przy tym projekcie i wykonać dla niej kilka rzeczy. Jedną z nich była właśnie wspomniana kryza.

A wiecie co jest najwspanialsze? Że kryzę robiłam dla Katarzyny Dąbrowskiej:)  To wielka przyjemność robić kostium dla tak zjawiskowej kobiety. Katarzyna została ucharakteryzowana na Elżbietę I, ale myślę, że nikt nie ma co do tego wątpliwości.

Oto ona z wersji zamkniętej (tej, którą prezentowałam na blogu) i moja mizerna fotografia;):




Musi być i bekstejdż (zdjęcie z fanpage'a Kasi Dąbrowskiej):





I efekt końcowy, oczywiście w dziale poświęconym renesansowi.





Fot.: Emil Biliński
Charakteryzacja: Dorota Golińska
Fryzura: Małgorzata Babicz