Krótka historia o tym jak nie należy korzystać ze źródeł ikonograficznych. Będzie głownie o majtkach, ale temat trochę mi się w trakcie pisania rozbudował (lecz nie wyczerpał, niestety).
Wpis głównie dla osób zainteresowanych rekonstrukcją średniowiecza, ale oczywiście wszystkich ciekawych zawiłości interpretacyjnych również zapraszam.
Tak to często bywa, że źródła plastyczne (zwane dalej ikonografią, w skład których wchodzą dzieła sztuki malarskiej i rzeźbiarskiej) zbyt lekką ręką bierze się na warsztat rekonstruktorski. A czemu? Bo najłatwiej! (A ja, historyk sztuki dyplomowany i w ogóle, cierpię męki i katusze widząc co się wyprawia). Będzie więc nieco osobiście i uszczypliwie, ostrzegam zawczasu, żeby nie było!
Jest kilka przyczyn tego stanu rzeczy, przede wszystkim przeświadczenie, że na obrazku widać dokładnie, co artysta przedstawił (jeśli widzę niedokładnie to sobie zinterpretuję). Druga przyczyna: łatwa dostępność tego typu źródeł. Wykopaliska archeologiczne trzeba znać (trzeba wiedzieć o ich istnieniu, Herjolfsnes i Londyn to wierzchołek góry lodowej). Wykopalisko samo w sobie nic nie mówi, musii być zinterpretowane przez archeologa (datowanie, użyte materiały, status np. pochówku, często nawet płeć). Poza tym analizy wykopalisk nie są w takich ilościach publikowane w sieci. Podobnie rzecz ma się ze źródłami pisanym. Trzeba znać łacinę (lub inne języki), a nawet jeśli się je zna to trzeba znać paleografię, bo sposób zapisu jest dla naszego oka często nieczytelny. A nawet jeśli się zna to wszystko, to wieloznaczność interpretacji wymaga komentarza fachowca.
Poza tym komu by się chciało siedzieć w starych tekstach, przecież na obrazkach wszystko widać! I są do znalezienia trzema kliknięciami, kto przy zdrowych zmysłach siedzi dziś w czytelni! W erze Pinteresta?! (im więcej pinów tym lepszy rekonstruktor, pamiętajcie!).
Inną przyczyną, która za nic bierze sobie sobie ikonografię (a z niej czerpie, oj czerpie!) jest potrzeba nowości. Trzeba obszyć się tak, jak nikt się jeszcze nie obszył (ewentualnie: rzemieślniku znajdź mi!). Niestety pula możliwości zaskoczenia czymś nowym powoli się wyczerpuje (źródła nie są z gumy), legendarny "okres okołogrunwaldzki" dość mocno wyeksploatowany, wyszukuje się więc cuda, które do tej pory nie zostały zrekonstruowane.
Dlaczego o tym piszę? Otóż dawno temu zostało sformułowanych kilka starych dobrych zasad, pozwalających uniknąć wpadek, i które- chociaż niedoskonałe (mam tego świadomość) pozwoliły laikom (osobom bez aparatu krytycznego wobec np ikonografii) uchronić się przed wtopą. I tak - niegdyś nie do pomyślenia- mnożą się suknie w stylu heroin starożytnych dramatów, postaci alegorycznych, kilka kopek interpretowane jako haft, cieniowanie (i inne zabiegi plastyczne różnicujące barwę) interpretowane jako odcięcia czy wstawki w innych kolorach. Tam gdzie jest wątpliwość, interpretuje się na korzyść rozwiązania bez analogii (nawet jeśli istnieje rozwiązanie prostsze i typowe). Paski, kraty? Hulaj dusza! Tylko konia z rzędem temu, kto znajdzie paski w II poł. XIVw. i na pocz. XV w. poza przedstawieniami alegorycznymi, służbą dworską lub kręgiem hiszpańsko-włoskim (niewiele tego, prawda?).
To, co dla mnie osobiście wydaje się niezrozumiałe, to fakt, że najmocniej ponosi w interpretacjach osoby będące długo w tej zabawie, tak jakby z wiekiem i doświadczeniem aparat krytyczny zamiast się wyostrzać stępiał się.
A jaka jest przyczyna tego przydługiego wstępu? Bo mi się nazbierało po ostatnich dyskusjach nad jedną, bardzo ciekawą ryciną.
Otóż ostatnio wypłynęło przedstawienie, pokazujące kobietę w majtkach. Dowód jak nic, że figi znane kobietom w średniowieczu były. Do tego wiele pań dorzuci podyktowane własnym wieloletnim doświadczeniem prawdy, że "nie wierzę, żeby kobiety majtek nie nosiły!" (tzw. dowód ateistyczny), że "każda kobieta to potwierdzi!", a zwłaszcza "w te dni!".
|
Die sieben weisen Meister, Ms. germ. qu. 12, [197] 97r, Frankfurt, 1471 r. |
Tylko, że scena ta wcale nie jest o majtach. Ilustruje historię, która przydarzyła się Pontianowi, ojcu cesarza Dioklecjana. Na rycinie syn demaskuje niewierną mężu macochę, której służąca okazała się być w rzeczywistości mężczyzną (i kochankiem zarazem).
Majtki wyeksponowane na pierwszym planie nie tylko nie należą do kobiety. To wręcz dowód na bycie mężczyzną. W epoce, w której nawet w pobożnych księgach pojawiają się latające genitalia, nie trzeba było malować penisa, żeby udowodnić męskość.
[tutaj dziękuję Anulce Skawińskiej, której chciało się- jak sama twierdzi- "trzy razy kliknąć w google", żeby to sprawdzić. Nawet jeśli naprawdę tyle to zajęło, to jestem pewna, że to wypracowana przez lata błyskotliwość umysłu!].
Drugi przykład, znana wszystkim i wielokrotnie reprodukowana grafika Israhela van Meckenema Młodszego.
Co widzimy? Kobietę. W majtkach oczywiście. Co prawda zsuniętych (Bo może to prostytutka! Bo jaka przyzwoita kobieta pokazałaby majtki! Publicznie! W średniowieczu!). Ale dowód na majtki jest!
A wiecie co to za grafika?
Jaki ma tytuł?
Co przedstawia?
Ktoś spojrzał na pozostałe przedmioty?
Otóż proszę państwa, to Świat stojący na głowie.
Przedstawia przędącego mężczyznę z siateczką na włosach (ciekawe czemu nikt tego jeszcze nie zrekonstruował?), oraz kobietę z berłem (edit. Czytelnik był tak miły i wyprowadził mnie z błędu, to przęślica) i majtkami w połowie kolan.
Myślę, że komentarz jest zbędny.
Na koniec kilka dość ogólnych uwag o korzystaniu z ikonografii. Mam świadomość, że problem jest głęboki u szeroki i należałoby mu poświęcić dużo więcej miejsca. Na te chwilę musi wystarczyć to;)
- Ikonografia nie jest fotografią. Jej tworzeniu przyświecały inne cele niż wierne odwzorowanie rzeczywistości. Postaci przedstawione na obrazach (rzeźbach) mają znaczenie symboliczne (wszystkie!, ich obecność zawsze o czymś mówi). Żeby nie popełnić błędu należy najpierw dowiedzieć się o czym jest dana rycina (nawet jeśli na pierwszy rzut przedstawia zwyczajną scenę).
- Poznaj historię swojego źródła. Późniejsze uzupełnienia, przemalunki, konserwacje wiele zmieniają. Nawet jeśli nie było drastycznych ingerencji to sam twórca mógł korzystać z różnych szkiców i wzorników, niekoniecznie aktualnych (dla rekonstruktora).
- Zapoznaj się z techniką wykonania. Każdy warsztat malarski czy rzeźbiarki miał swoje metody tworzenia odpowiednik efektów. Być może kropki, kreski, dziury w rzeźbie wcale nie świadczą o tym, że ubiór który widzimy miał taki sam ornament, sposób malowania futer też był specyficzny, nie odtwarzaj futra w tkaninie (widziałam to na własne oczy niestety), przykładów możnaby mnożyć...
Jeśli ktoś jest zainteresowany tematem to polecam na początek dwa artykuły Erwina Panofsky'ego: Ikonografia i ikonologia oraz Rzeczywistość i symbol w malarstwie niderlandzkim XV wieku w zbiorze Studia z historii sztuki. (są dostępne na znanym portalu z gryzoniem w nazwie).