Tak wiem, zaniedbałam blog i to porządnie. Nie znaczy to, że nie działam kostiumowo, ale muszę poważnie poważnie zweryfikować kilka rzeczy w swoim życiu, bo na blog nie zostaje mi obecnie czasu.
Nie będę się rozpisywać (bo ostatnio co drugi post zaczynam od narzekania, że rzadko piszę;)) tylko przejdę do konkretów.
Otóż od czasu stworzenia
repliki sukni w ramach konkursu organizowanego przez muzeum w Wilanowie złapałam konkretną zajawkę na XIX w. i obiecałam sobie, że w ramach oddechu od średniowiecza zajmę się tą epoką.
Od tego czasu udało mi się uszyć dla siebie dwie suknie: pierwszą z ok 1790 r., a drugą z ok 1905, więc XIX wiek jak cholera.
Obydwie kiedyś tam dokładniej pokaże, obiecuję!
Dziś gorset do tej drugiej. Szyty do sukni na secesyjny Piknik w Pszczynie.
Szyjąc suknię secesyjną wybrałam do niej gorset wstążkowy. Właściwie nie wiem czemu, chyba po prostu z czystej ciekawości. Zdecydowałam się właściwie na półgorset (modeluje tylko talię, częściowo biodra i nie nachodzi na biust), nie miałam bowiem zbyt dużo czasu (gdyż albowiem oprócz gorsetu nie miałam również niczego innego na piknik).
Oryginał jest przeuroczy i miałam nadzieję, że znajdę coś w kwiatki (kwiaty to przecież kwintesencja secesji). Nadzieja matką głupich.
Materiał:
Poszukiwania odpowiedniej wstążki spełzły na niczym. Na zamawianie przez internet nie było czasu, więc byłam skazana na pasmanterie stacjonarne, które- chociaż w Krakowie są dość dobrze wyposażone- nie miały tego, czego szukałam.
Potrzebowałam: czegoś o szer. min 5-6 cm, dość wytrzymałego i dość niesztucznego.
Odrzuciłam wstążki:
satynowe poliestrowe, tkane żakardowe (mają wystające nitki po lewej stronie), rypsowe (brak odpowiedniej szerokości) i taśmy bawełniane/parciane (zbyt toporne). Nie zostało mi nic;)
Postanowiłam sama stworzyć wstążkę. W tym celu wykorzystałam jedwab, który zakupiłam kiedyś, ale okazał się mieć jakiś dziwny, sztuczny połysk przez dodatek nylonowej nitki. Na żadną inną odzież historyczną nie nadawał się, ale jako wprawka do szycia gorsetu wstążkowego był ok. Pocięłam na paski odpowiedniej szerokości, zszyłam, przewlekłam i wstążka gotowa;)
Do tego metalowy busk i plastikowe fiszbiny.
Wykorzystałam fiszbiny plastikowe trochę dlatego, że nie było czasu zamówić metalowych (głównie dlatego), ale wiedziałam też, że przy mojej sylwetce jakaś ekstremalna redukcja talii nie będzie możliwa. Gorset w moim przypadku nie skoryguje sylwetki tak, jak ma to miejsce u osób o pełnych kształtach. Zwłaszcza ten typ gorsetu. Ale i tak byłam mile zaskoczona.
Wykrój:
Wykrój znalazłam w niezastąpionej książce
Corsets: Historical Patterns & Techniques Jill Salen. Po sprawdzeniu wymiarów okazało się, że ten poniższy w zasadzie nie wymaga dużych modyfikacji i powinien pasować na moją sylwetkę. Nie siliłam się wiec na własną konstrukcję, wydłużyłam go tylko nieznacznie (przy moim wzroście muszę to robić z każdym wykrojem historycznym) i do dzieła. Zrezygnowałam też z dodatkowych fiszbin po środku paneli z taśmami (uznałam, że jeśli będą potrzebne to je doszyję) i chyba nie będę doszywać, bo bardziej modelował to on już chyba nie będzie.
Efekt końcowy:
Jak na pierwszy gorset wstążkowy (w dodatku szyty w pośpiechu) jestem z niego z grubsza zadowolona. Modeluje całkiem całkiem, bo przy maksymalnym zasznurowaniu ok 8 cm. Wiem, że można lepiej, ale i tak jest nieźle. Jak widzicie na zdjęciach jest on zasznurowany niemal do końca, powinno tam się znajdować kilka centymetrów szpary, ale liczę, że jak przybiorę nieco kilogramów to będzie ok;)